Salomon Trophy 2oo1

Salomon Trophy 2oo1 - część 4 z 4

<<< Powrót do części 3 (Etap pieszy)

Tratwa

Po przyjściu na punkt zastaliśmy kilka stert desek i samochód. Ani żywej duszy. Po dłuższym łomotaniu ostatecznie postanowiliśmy otworzyć drzwi samochodu i obudzić obsługę. Człowiek nie pofatygował się nawet na zewnątrz, tylko nie wychodząc ze śpiwora wybełkotał że możemy wziąć 4 opony, 4-5 dużych i 4 małe deski plus sznurka ile nam się podoba. Tratwę budowaliśmy w/g projektu Pawła - dwa podłużne wagoniki połączone sznurkiem w mały pociąg. Rozwiązanie to, które jest ponoć optymalne na krętych i wartkich rzekach okazało się nie najszczęśliwszym pomysłem na wolnej i leniwej Solince rozlewającej się zaraz w jezioro. Od początku nie spodobał nam się brak jakiegokolwiek zabezpieczenia - na tratwach nie mieliśmy żadnych środków ratunkowych, nie było też widać, żeby ktokolwiek w okolicy obserwował nas, a w szczególności mógł przyjść w razie czego z pomocą. Spływ wlókł się jak krew z nosa, zmęczone nogi co chwila domagały się zmiany pozycji co za każdym razie wiązało się z niebezpieczeństwem wywrócenia naszej śmiesznej konstrukcji-ledwo-pływającej. Co gorsza z ostatniej opony najwyraźniej uchodziło powietrze, bo o ile na początku zanurzenie wszystkich "pływaków" było równomierne to z czasem najpierw od czasu do czasu fala moczyła mój tyłek aby od mniej więcej środka rozlewiska moczyć go permanentnie i coraz konkretniej. Szczęśliwie udało się dotrzeć przez PK25 (w tej okolicy eskortował nas już wesoły rower wodny organizatorów) do pomostu OSW Zawóz, gdzie po zejściu z tratew pobieguśtykaliśmy do oddalonej o jakieś 50m mety. I tak oto o 3:44 rano, czyli po 65 godzinach i 44 minutach zamknęliśmy ponad 250km pętlę i skończyliśmy tym samym naszą małą walkę.

Epilog

Dla mnie ST2oo1 miał nieco dłuższe zakończenie. Po przyjeździe do Warszawy chirurg, który zbadał moją nogę zadecydował, że trzeba ją na 2 tygodnie wsadzić w gips. Miałem zapalenie ścięgna. Sprawę odrobinę komplikowały pęcherze (sztuk 8, największy 2x3 cm), ale w sumie dało radę. W chwili, gdy piszę te słowa czyli miesiąc po starcie wszystko wskazuje na to, że noga funguje dobrze i powoli wracam do treningów.
      Chłopcy odpoczęli po Salomonie tydzień po czym zafundowali sobie niedzielny trening w postaci dwukrotnego startu w zawodach biegowych na Ursynowie (10km i 5km), gdzie wyszarpali kilka miejsc na pudle i po takiej rozgrzewce pojechali na właściwy trening rowerowy. 100km pękło ;-).

Wrażenia ogólne

W tegorocznej formule rajdu organizatorzy wyraźnie postanowili dać szansę zespołom nie mającym ekstremalnie wyczynowych aspiracji. Zrobili to głównie poprzez bardzo liberalne limity czasowe. Myślę, że to dobrze - daje to możliwość młodym teamom łagodnie i w miarę bezpiecznie wejść w tego typu sport po to, żeby być może za rok inaczej już podejść do startu. Jednocześnie bardziej doświadczone zespoły mogły spokojnie wykazać się umiejętnościami kończąc rajd w czasie o blisko połowę krótszym od teamów zajmujących ostatnie pozycje.
      Od startu do teraz przebiegło przez nasze głowy ogromne mnóstwo różnych myśli związanych całym rajdem. Nie sposób ich wszystkich choćby streścić (zresztą kto by to czytał?), ale z pewnością po raz kolejny sporo się nauczyliśmy.
      Najważniejsze dla nas jest to, że zrealizowaliśmy swój plan czyli skończyliśmy rajd w pełnym składzie i regulaminowym czasie pomimo trudności jakie nas po drodze spotkały. Nie jest to żadne spektakularne zwycięstwo i niewątpliwie pozostaje uczucie niedosytu, bo każdy z nas kończył już wcześniej zawody i rajdy na krótszych co prawda dystansach, ale po których byliśmy znacznie bardziej wyczerpani i daliśmy z siebie więcej. Następny rajd będzie planowany w oparciu o nieco "twardsze" założenia i wyższe ambicje. Czas pokaże co zadecydujemy i co dalej z tego wyniknie...
      Tak czy inaczej mam nadzieję, że Salomon Trophy pozostanie stałym punktem w moim rocznym kalendarzu i jak najdłużej będzie cieszył, męczył, sprawdzał, wyzywał, uczył... No i że pozostanie miejscem, gdzie spotyka się pewna specyficzna grupa fajnych ludzi, których na codzień mijamy na ulicy w szarym tłumie nie podejrzewając nawet co im w duszy gra ;-).

Koniec.

Skocz bezpośrednio do relacji z etapu:
  Start >> Kajaki >> Rowery >> Pieszo >> [Tratwa >> Epilog >> Refleksje]
© 2001 Budzik; Aktualizacja: 04 czerwca 2001